Gdzieś z oddali w mroku nocy
słyszę trzepot skrzydeł anioła
to tęsknota
za naszymi szczęśliwymi dniami
mnie woła
nie odchodź
zostań w moim śnie
biel nadziei przebija się przez
mroku gęstą pajęczynę
zatrzymaj mnie na chwilę
wzrokiem
wyczaruj kolorowe sny
dotykiem
przywróć wspomnienia
wspólnych nocy
spłyń po skórze pożądania
kroplą
zapełnij spełnienia kielich
po brzegi
obudź mnie ze snu
zabierz mnie na spacer
po łące kwiatów
zapachem słodkim
lawendowym
na chwilę uspokój
moich zmysłów burzę
wichry namiętności niech
wieją tylko we wspomnieniach.
Czekoladowe sny
fiołkami pachnące
pod skórą schowany
lęk
śnisz o waniliowej miłości
cynamonowymi myślami
otulasz zmysły tęskniące
za niebem
malinowe muśnięcia warg
poczuć chcesz jeszcze raz
zapominasz o dotyku z gwiazd
skrzydeł motyla ślad
na dłoniach uśpione zmysły
tańczą melodię graną
przez tęsknotę
nieśmiałe spojrzenie
rzucasz nadziei
a kiedy śpisz otula cię
spokoju dłoń
kołysząc się
na fali snu jaśminowej
odpływasz
porzucić pragniesz strach
otworzyć serce swe
zatrzymując w miejscu czas
zaufać magii księżyca.
Ogrzej mnie
szeptem gorących słów
ukołysz mnie do snu
zaczaruj noc dookoła
wymazując z pamięci
strach
ogrzej mnie
otul w ramionach zatrzymaj
ciepłem słów o miłości
zawróć czas
na chwilę
ogrzej mnie
wino w kieliszku
ust czerwieni ma odcień
łyk namiętności
przyspiesza oddech
wznosi duszę do gwiazd
ogrzej mnie
powietrza potrzebują nasze serca
wzlatując ku
czarnej atramentowo nocy
otulone zapachem magii
czystej jak powietrze
ogrzej mnie
nie pytaj mnie czym jest
strach
zamknij mnie w swych ramionach
ukryj mój płacz
przegnaj smutek z naszych dusz
ogrzej mnie
rzuć wyzwanie cierpieniu
posklejaj złamane serca
nadzieją
wiatru szeptem przegnaj
melancholię
ogrzej mnie
chcę przy tobie
poczuć się bezpiecznie
namalować uśmiechem
w oczach twych
słońca blask.
Podsumowanie w liczbach
Dzisiaj mija dokładnie rok od założenia mojego bloga na e-blogach i muszę przyznać, że przez ten czas dużo się zmieniło w moim życiu – przeprowadzka do miasta, nowa praca, nowi znajomi, nowe hobby, nowe ciele w życiu...
Poza tym utwierdziłam się w tym, że pisanie jest tym, czym chciałabym się zajmować. Póki co jeszcze wszystko przede mną, także mój debiut literacki. Moja ambicja nie pozwala mi na przeciętność, dlatego powieść debiutancka nie może być mdła. Musi być zauważona. Co prawda jest jeszcze w fazie szczątkowej, ale kiedyś ją skończę na pewno. A wtedy... już tylko krok do spełnienia marzeń. Oczywiście do tego jeszcze długa droga, ale wiem, że na końcu tej drogi czeka na mnie sukces. Nie dopuszczam do siebie innej myśli, bo w przeciwnym razie to, co robię nie miałoby sensu. A wiem, że tak nie jest. Ostatnio coraz częściej piszę poezję, nie wiem z czego to wynika, może z potrzeby serca? Ale wiem, że pomaga mi to wyrzucić z siebie nagromadzone emocje, i jest to dla mnie najlepsza terapia. Co do prozy to nie zrezygnowałam z niej. I nie zrezygnuję nigdy. Piszę nadal. Póki co jest to praca nad warsztatem i wyrabianie własnego stylu. Przede mną jeszcze dużo pracy, ale nie jest to dla mnie straszne, bo pracować lubię. Gdy nie pracuję, lub nie mam zajęcia czuję się źle. Dlatego mój dzień wypełniony jest mnóstwem zajęć i nie ma w nim czasu na nudę. A jeśli chodzi o bloga to ani przez chwilę nie żałuję, że go założyłam. Dzięki temu mam motywację, żeby systematycznie pisać. Poznałam też mnóstwo ciekawych osób tutaj – piszących świetną prozę i poezję, a także opisujących w nietuzinkowy sposób swoje życie i świat dookoła. Cieszę się, że są jeszcze tacy wrażliwi i inteligentni ludzie, którzy dostrzegają to, co większość z nas ignoruje.
Na koniec podsumowanie w liczbach. Przez rok prowadzenia bloga dodałam 172 wpisy. Odwiedziło go prawie 10 000 osób, skomentowało 110, a 10 wpisało się do Księgi Gości. Oprócz tego od dłuższego czasu mój blog gości na liście stu najczęściej czytanych blogów tygodnia – 28 miejsce i stu najczęściej czytanych blogów miesiąca – 51 miejsce. Jest to dla mnie najlepsza motywacja. Cieszę się, że mam swoich stałych czytelników, bo dzięki temu upewniam się, że to co robię ma sens. Świadomość tego to dla mnie najlepsza nagroda.
Mam nadzieję, że za rok znów będę mogła z Wami się podzielić równie optymistycznymi wiadomościami...
Pożądania łyk
ugasi pragnienie
czekoladowej tęsknoty
zaczekaj nim wstanie noc
krople rosy opadną na
dusz naszych dno
zagości w sercach melancholii
źdźbło
nie pozwól by smutek
wdarł się pod skórę
i rozlał się po ciele szkarłatną
strugą
wyzwól zmysły zapachem
pustyni odurzone
za kroplą ożywczej wody
skoczmy w otchłań
przepaść bez dna
zwaną mrokiem.
Popłyń ze mną do świata
marzeń
zamknij oczy
zaufaj sercu choć raz
nie bój się
razem pokonamy strach
chwyć mnie za dłoń
zamknij w ramionach
oddechem
szeptem
drżeniem
bądź
wznieśmy się w niebo
w swoich ramionach
odnajdźmy bezpieczną
przystań
namiętności złotą nić
oplećmy wokół serc
połączmy nasze dusze
w jedną
zupełną
szczelną
już zawsze
blisko mnie
bądź.
niech spadnie deszcz
obmyje moją duszę
ze smutku
z żalu
niech spadnie deszcz
napoi moje serce
nadzieją
niech spadnie deszcz
otuli moje zmysły
magią wspomnień
niech spadnie deszcz
rozbudzi w ciele miłości
płomień
niech spadnie deszcz
Chcę cię dotykiem
malinowym
słońca muśnięciem
rozpalić
pożądania ogień
skąpać w pocałunkach
wargi twe szkarłatne
językiem konwaliowym
wytyczyć ścieżki
na szczytach rozkoszy
spłynie lawą
ulewą spełnienia
jak po burzy
zatrzęsie się ziemia
kroplami jak łzami
przesiąknie powietrze
chcę raz jeszcze
rozpłynąć się
we mgle
niech pożar zmysłów
zabierze mnie do wnętrza
twojej duszy.
Ukołysz mnie do snu
zagraj melodię bez słów
przegnaj strach
osłoń
przed chłodem wiatru
szeptem anielskich skrzydeł
utul mnie do snu
piękny sen pozwól mi wyśnić
w twych ramionach
znaleźć spokój
niech noc odegna z serc naszych
niepokój
a światło gwiazd
ogrzeje nas swym ciepłem
nie pozwól mi się zgubić
na krętych ścieżkach snu
prowadź mnie za rękę
pośród ciemnych chmur
we mgle poranka
odnaleźć chcę twą dłoń
i usłyszeć dwa słowa:
moją bądź...
Romantyczny
Podaj mi swą dłoń i chodź
za mną tam
gdzie mieszka mrok
poprowadzę cię ścieżkami
czekoladowymi
z jedwabiu utkanymi zmysłami
rozbudzę w tobie
dawno uśpione pragnienia
szemrzące cicho pod skórą
raz jeszcze rozbudzę je
nie wahaj się ani przez chwilę
zaufaj sercu
i na oścież
otwórz do świata
swych doznań
drzwi
razem odnajdziemy
jaśminowe pocałunkami
wyryte w sercach
pragnienia
rozkosz rozleje się
miodowa
spłynie kroplami
przejrzystymi
ogień
utulmy w ramionach wieczór
niech księżyc zazdrośnie
spogląda przez welon mgły
utkany z pożądania
zatrzymajmy w miejscu czas
niech romantyczny nastrój
spadnie na nas
znienacka
i ogrzeje mroźne oddechy
dusz
a ty chwyć mnie za
dłoń
i rzućmy się wprost
w jeziora rozkoszy
toń
płoń
ze mną spłoń
raz jeszcze
ze mną spłoń
szeptu krzyk
zapomnieć chcę
wyrzucić z pamięci
smutek
w szufladzie
niepewności
zamknęłam szept
serca
jego niemy krzyk
wyrwał się na
wolność
w powietrzu
czuć zapach
gasnącej miłości
Miodowe pocałunki
pachnące słońcem
chcę ofiarować tobie
każdego dnia
malinowe korale
warg
poddać twoim ustom
gorącym
czekoladowymi falami
zalewając zmysły
odpływając ku
niebu
pragnienia
błękitem spojrzenia
otulając bursztyn
gorejących oczu
palącym dotykiem
westchnienia
ognistym powietrzem
oddechu łyk
wciągając do płuc
świetlisty pył
poderwie się do lotu
spłoszone serce
raz jeszcze zagra
swą melodię do
gwiazd.
Popłynąć chcesz na fali smutku
pragnieniu zemsty zaśmiać się w nos
los przesądzony twojego serca
płonie miłości stos
krew gorąca szkarłatem obmyje
poranione zaufanie
ostatnia prawdziwa miłość
wspomnieniem pozostanie
żądza ramionami swymi obejmie
spojrzenia głodnych oczu
zeschłymi liśćmi na wietrze
zaszeleści tęsknota
nie spotkasz jej nigdy na rozstaju
swych dróg
mroźnym oddechem zatrzymując w sobie
ból
odpłyniesz na fali wstydu
popychany przez powiew gniewu
by nigdy nie zaznać uśmiechu
czasem lepiej nie patrzeć wstecz
by nie spoglądać w twarz grzechu
skrytego za pozorami
zawieszonymi nad przepaścią
to czas by uświadomić sobie, że jesteś
zbyt daleko od malinowej wolności
a tak blisko dna bezsilności
bladego ze strachu.
Płomień zazdrosnych spojrzeń
rzucasz mi przez ramię
spopielić chcąc moje usta
na proch
orzeźwieniem łyk powietrza
ze studni pragnień
spłynie na mnie
mrok
ciemność ogarnie moje serce
zew wolności otworzy przede mną
swe drzwi
nie zobaczysz mnie nigdy
bez uśmiechu na wargach
promieniejąc z obojętną miną
przejdę obok
zatriumfuje gniewu burza
niszcząc moje uczucia
pozostawiając za sobą
obojętność
od teraz pokerowa twarz
to moja codzienność.
***
Gdy wróciłam z rozmowy z Piotrkiem, a później jeszcze z pół godzinnej dysputy z szefem czułam się jak przeżuta i wypluta. Oliwia co chwilę zerkała podejrzliwie w moją stronę i widziałam, że aż ją język świerzbi, żeby zapytać czy dostałam burę za zwłokę w sprawozdaniach, bo wierciła się nieustannie na krześle jakby oblazły ją mrówki.
Pewnie czeka, aż sama pękniesz i się wygadasz – utwierdził mnie w przekonaniu mój wewnętrzny głos.
Chcąc zrobić jej na złość postanowiłam milczeć jak głaz. Nic jej nie powiem, choćby nie wiem co. Udałam, że jestem zajęta pisaniem nowego raportu, ale myślami błądziłam zupełnie gdzie indziej. Zastanawiałam się, czy dobrze zrobiłam godząc się towarzyszyć Piotrkowi na ślubie ojca. Nie byłam przekonana, czy udawanie narzeczonej to dobry pomysł. Wszystko dodatkowo komplikował fakt, że Piotrek bardzo mi się podobał. I jeszcze ta kolacja wieczorem. Wystarczyła chwila roztargnienia, bym wpadła jak śliwka w kompot. W duchu ganiłam się za tę lekkomyślność. Mogłam mieć tylko nadzieję, że wszystko się uda i nie popełnię żadnej gafy. Spaliłabym się ze wstydu, gdyby tak się stało.
Moje rozmyślania przerwała Oliwia głośno oznajmiając:
- Wychodzę, szef dał mi wolne do końca dnia, bo muszę się przygotować do wyjazdu – i nie czekając na odpowiedź zabrała swoją torebkę i wyszła z pokoju.
A niech idzie, szybciej skończę swój raport, gdy nie będzie mnie nic rozpraszało.
Gdy Oliwia ze mną pracowała bez przerwy dzwonił jej telefon, co działało mi na nerwy i burzyło moją koncentrację. Dzisiaj dodatkowo czeka mnie ciężki wieczór, westchnęłam na myśl o kolacji z Piotrkiem i skoncentrowałam się na pracy, nie chcąc dostać kolejnej nagany od szefa, bo wiedziałam, że tym razem już mi się nie upiecze. Wszystko ma swoje granice, nawet cierpliwość pracodawcy.
***
Chwilę po szesnastej wyszłam z biura i ruszyłam w kierunku domu. Co prawda nie musiałam się spieszyć, bo umówiliśmy się dopiero na dziewiętnastą, ale wolałam mieć więcej czasu na przygotowanie się do kolacji. Piotrek zabiera mnie do swojej ulubionej restauracji, gdzie często pojawiają się też znajomi jego ojca. Chce w ten sposób uwiarygodnić fakt posiadania narzeczonej, gdy parę osób zobaczy nas razem. Godziłam się na to wierząc, że po weselu jego ojca wszystko wróci do normy a ja odzyskam tak cenny mi święty spokój. Przez całą drogę zastanawiałam się, co mam na siebie włożyć, bo była to jedna z najelegantszych restauracji w naszym mieście, i nie wypadało przyjść w byle czym. Otworzyłam szafę na oścież i oceniłam krytycznym okiem sukienki wiszące na wieszakach ciasno jedna przy drugiej. Jedni uwielbiają słodycze, inni biżuterię, jeszcze inni szybkie samochody czy dzieła sztuki. Moją słabością były ciuchy. No i buty oczywiście. Mam ich chyba z pięćdziesiąt par, w przeróżnych kolorach i fasonach – królują przede wszystkim szpilki. Oddałabym za nie duszę diabłu, gdyby było trzeba. W biurze, gdzie obowiązuje nas dress code mogę jedynie zaszaleć z butami. I z torebkami. Stojąc teraz przed szafą pełną sukienek nie wiedziałam na co się zdecydować. Wreszcie po długim zastanowieniu wybrałam pięć wieczorowych kreacji – małą czarną, małą czerwoną, małą białą z baskinką, małą błękitną i kawową koronkową. Nie wiedziałam na którą mam się zdecydować, więc postanowiłam, że niech los za mnie wybierze. Zamknęłam oczy i wybrałam jedną z tych, które leżały na łóżku. Jakież było moje zdziwienie, gdy zobaczyłam że w ręku trzymam małą białą z baskinką. Przymierzyłam sukienkę i krytycznie przyjrzałam się swojemu odbiciu w lustrze.
Nie jest źle – ocenił mój wewnętrzny głos.
Jeśli chodzi o dodatki to zdecydowałam się na czarne, wysokie skórzane szpilki. Kopertówka w kształcie puzderka wysadzana dżetami dopełniała całość. Jedyną biżuterię stanowiły perłowe kolczyki i zegarek przypominający bransoletkę. Makijaż w stylu smoke eyes wydał mi się odpowiedni na ten wieczór. Włosy podkręciłam na lokówce, odrobina ulubionych perfum i byłam gotowa. W lustrze ujrzałam bardzo atrakcyjną kobietę, która śmiało mogłaby konkurować z celebrytkami z kolorowych czasopism. Piotrek będzie pod wrażeniem, pomyślałam zadowolona. Czeka mnie niezwykle interesujący wieczór.
***
Krótko przed dziewiętnastą zjawił się Piotrek. Gdy otworzyłam drzwi z wrażenia aż dech mi zaparło. Wyglądał oszałamiająco i jeszcze lepiej pachniał. W dopasowanym garniturze, w kolorze przydymionej czerni i bordowym krawacie wyglądał, jak model z okładki. Szare oczy rozbłysły na mój widok a kuszące wargi drgnęły, by po chwili rozciągnąć się w czarującym uśmiechu.
- Witaj, pięknie wyglądasz – przywitał się i wyciągnął zza pleców bukiet pąsowych róż. Wręczając mi go nachylił się i pocałował mnie w policzek, a ja poczułam wstrząsający moim ciałem nagły dreszcz. Zarumieniłam się a serce zaczęło mi szybciej bić.
- Róże są piękne, dziękuję. Pójdę je wstawić do wazonu, a ty się rozgość – zrobiłam zapraszający gest ręką i Piotrek wszedł do salonu, a ja ukryłam się w kuchni.
Kinga, ochłoń, nie zachowuj się jak pensjonarka, bo facet czmychnie zanim się obejrzysz – nakazał mi mój wewnętrzny głos.
Ignorując go wyciągnęłam wazon z palonego szkła z szafki i nalałam wody. Wstawiłam róże do wazonu, który zabrałam ze sobą do salonu. Postawiłam go na komodzie przy wejściu i dopiero wtedy dostrzegłam, że Piotrek stoi przy kominku wpatrując się w jakieś zdjęcie.
Podeszłam do niego.
- Jestem gotowa, możemy jechać.
Drgnął zaskoczony, jakby dopiero teraz zdał sobie sprawę z mojej obecności, a ja zobaczyłam, że patrzy na fotografię, na której jestem z rodzicami.
- Wszystko w porządku? - zapytałam starając się ukryć w głosie troskę. Niech chłopak nie myśli, że mi zależy. Lepiej grać niedostępną i odrobinę tajemniczą, a nawet obojętną. Taka taktyka jest niezawodna. Nauczyła mnie tego moja przyjaciółka, a sądząc po tym jakie Jolka ma powodzenie wśród płci przeciwnej musi to działać.
Piotrek uśmiechnął się lekko do mnie i odrobinę zmieszany odparł:
- W idealnym, chodźmy bo spóźnimy się na kolację.
Okey, skoro nie chce o tym pogadać to nie będę go zmuszała. Sam mi opowie, co go trapi, gdy będzie na to gotowy.
Wyszliśmy przed dom i wtedy w świetle latarni ujrzałam jego samochód. Rano nie miałam okazji przyjrzeć się jego autu, ale teraz nie mogłam nie zauważyć tego pięknego, ale trochę demonicznego pojazdu.
Miej się na baczności, szepnął mój wewnętrzny głos, tylko niegrzeczny facet może poruszać się czymś takim. Facet z jajami i charakterem.
Wkrótce sama miałam się o tym przekonać...
- Jaka to marka? - zapytałam, chcąc ukryć zmieszanie, bo Piotrek zauważył jak gapię się prawie śliniąc się na widok jego auta.
Kryjąc rozbawienie odparł:
- Land rover. To prezent od ojca, podarował mi go na moje trzydzieste urodziny – otworzył przede mną drzwi, wsiadłam z gracją starając się zignorować przyspieszony puls, bo Piotrek otarł się o mnie ramieniem, a ja poczułam się jak naelektryzowana. Jakby mnie ktoś do prądu podłączył. Nie wiem, czy on to dostrzegł, ale nawet jeśli to zachował przy tym kamienną twarz, bo ja nie zauważyłam żadnej reakcji u niego.
Pewnie mu się nie podobam, pomyślałam z żalem.
Piotrek w tym czasie zasiadł za kierownicą i włączył silnik. Rzucił mi przeciągłe spojrzenie, po czym wyjechaliśmy na ulicę kierując się w stronę starego miasta.
- Denerwujesz się? - zapytał. - Wszystko się uda, zobaczysz – starał się mnie pocieszyć widząc moją niepewną minę.
Jak diabli – szepnął mój wewnętrzny głos.
- Skądże, czemu miałabym się denerwować? - odpowiedziałam pytaniem na pytanie.
- Wydajesz się odrobinę spięta, jeśli mam być szczery. Ale postaram się, żeby ten wieczór minął nam w przyjemnym nastroju – i puścił do mnie oko uśmiechając się szeroko i ukazując piękne, białe zęby.
A moje głupie, romantyczne serce fiknęło koziołka wyobrażając sobie nas w namiętnym uścisku.
Kinga, wchodzisz na grząski grunt, pamiętaj że nawet najsympatyczniejszy z pozoru facet jest zdolny złamać serce jednym pstryknięciem palca – zganił mnie mój wewnętrzny głos – oni na początku zawsze są czarujący, a i tak prędzej czy później odchodzą zabierając ze sobą połowę twojego serca.
Piotrek jest inny, czuję to – upierałam się zerkając kątem oka na mojego towarzysza. Z profilu wyglądał jeszcze lepiej. Szybko dokonałam psychologicznej analizy. Brwi proste tworzące równą linię charakteryzujące osobę mocno stąpającą po ziemi. Nos prosty, klasyczny – ciekawa osobowość. Usta duże i szerokie, zmysłowe, z pełniejszą dolną wargą świadczące o tym, że ich posiadacz lubi mówić, jeść, pić, śmiać się i całować.
Hmmm, całować... - westchnęłam.
Jest otwarty, towarzyski, ale także odrobinę egocentryczny. Ciekawe, czy moja psychoanaliza okaże się trafna.
Moje rozmyślania przerwał głos Piotrka.
- Jesteśmy na miejscu.
I uśmiechnął się tak, że zaparło mi dech. Zapatrzyłam się na jego usta. Z trudem oderwałam spojrzenie od seksownego dołeczka w policzku. Z mojego gardła wydarł się cichy jęk, który na próżno starałam się stłumić.
Oh my God! Chyba zaraz zemdleję.
- Halo! Ziemia do Kingi. Nad czym tak się zamyśliłaś?
Piotrek delikatnie dotknął mojej dłoni i spojrzał na mnie badawczo.
Poczułam gęsią skórkę na ramionach i z wrażenia skurczył mi się żołądek. Ignorując reakcję swojego wygłodniałego ciała na ten wydawałoby się naturalny dotyk przywołałam na twarz swój najbardziej promienny uśmiech i rzuciłam żartobliwym tonem:
- Myślałam o tym, co lubi mój narzeczony...
- Interesujące. I do jakich wniosków doszłaś?
- Że uwielbia się całować – palnęłam bez zastanowienia.
Piotrek słysząc moją odpowiedź roześmiał się.
- Skąd tak dobrze mnie znasz? W szarych oczach pojawiły się szalenie seksowne iskierki. - Nie tylko to lubię... - szepnął a mi aż włoski zjeżyły się na karku z wrażenia.
Czy on ze mną flirtuje?
A dziwisz mu się, skoro sama zaczęłaś? - mój wewnętrzny głos był dla mnie bezlitosny. - Ciesz się, że facet ma poczucie humoru, w przeciwnym razie pomyślałby, że na niego lecisz.
A nie lecę? Och, chyba zaraz zacznę hiper wentylować, pomyślałam, bo w tej samej chwili Piotrek nachylił się, a mnie owionął zapach jego perfum. Wyczułam głównie piżmo, cytrusy i delikatne nuty drzewne. Odtąd ten zapach będzie mi towarzyszył nieustannie, gdy tylko pomyślę o tym fascynującym mężczyźnie.
- Jesteś dla mnie zagadką, którą chciałbym rozwiązać – szepnął mi na ucho, muskając przy tym gorącym oddechem pukiel moich włosów. - Twoje piękne niebieskie oczy kryją w sobie coś, co z przyjemnością chciałbym odkrywać krok po kroku...
Czy mi się wydaje, czy nagle zrobiło się jakoś parno i duszno, jak przed burzą? Jak przed burzą moich wygłodniałych zmysłów, które domagały się zaspokojenia. Jego niski, zmysłowy głos doprowadzał mnie do szaleństwa. A przecież nawet mnie nie dotknął jeszcze, pomyślałam, co będzie gdy mnie pocałuje?
Rozpadniesz się na milion kawałków.
Oszołomiona jego bliskością spostrzegłam, że wciąż stoimy na zewnątrz. A moja dłoń znajduje się w ciepłej, silnej męskiej dłoni.
- To będzie niezwykły wieczór – Piotrek jakby czytał w moich myślach. - Chodźmy – i pociągnął mnie za rękę do wnętrza restauracji.
***
Lawendowe
lawendowieją pocałunki
wspomnienia
jaśminem pachnące
szarzeją
różowieją
kolcami osłonięte pragnienia
pąsowieją
kwieciste na ciele malunki
zapomnienia
bzami rozkwitłe
spojrzenia bieleją
na tle czarnego nieba
makami rozkwitają pełne opium
marzenia
szepty duszy wybrzmiewają
kanarkowym trelem czego jej potrzeba
posyłając pełną emocji melodię do gwieździstego
wieczornego księżyca
bladego lica jaśniejącego na horyzoncie.
Skocz ze mną w przepaść
niech ogarnie nas
ciemność
chodź
ze mną tam
gdzie mieszka noc
skocz ze mną w przepaść
zaryzykuj ten jeden raz
zamknij oczy
i skacz
mrok
potrzyma nas za rękę
wiatr
zagra nam we włosach
mgła
otuli nas
skocz ze mną w przepaść
zapomnij, co to lęk
zaufaj tafli jeziora
które pochłonie ból
skocz ze mną
w przepaść
zatrzymajmy czas.
Telepatycznie
połączmy nasze serca
czekoladowymi myślami zalewając
zmysły
piżmowy zapach
pragnienia otuli ciał gorących
westchnienia
wodospady rozkoszy przeszyją
dreszczami
pożądania
gdy
namiętne szepty
warg
poszukają spełnienia
odkrywając przed nami nieznane
dłoniom
ścieżki rozmarzenia.
Nie będę słodka ani grzeczna
moje serce rozpadło się na milion kawałków
już nawet nie ma czego zbierać
jak można kochać nienawidząc jednocześnie?
no jak?
powiesz mi
co znaczą te bezsenne noce
te ciche dni?
złamane serce krwawi roniąc pąsowe łzy
nie potrafię zatrzymać ani cofnąć czasu
nie potrafię zatrzymać ich
miłość jest złudzeniem
okrutnym chichotem losu
przypadku zrządzeniem
skarżąc się na brak powietrza
prowadząc donikąd zranioną duszę
zostawiając po sobie tylko chaos,
zamęt i myśli kłębiących się w głowie burzę
zamknęły się przede mną do świata moich marzeń drzwi
nie zostało mi już nic
nie zostało nic
pusto
ciemno
zimno
chłód przenika mnie na wskroś
nie proś mnie o wybaczenie ani o ostatnią z szans
zamknę oczy
nie zobaczysz w nich źdźbła strachu
nie usłyszysz mego szlochu
niemy krzyk duszy zagłuszy cierpienia ból
twoje słowa pocieszenia są niczym na moje świeże rany sól
odejdź!
nie oglądaj się za siebie
zniknij z mego życia tak
jak we mgle znika po naszej miłości ślad
zniknij i spraw
że kolejny raz znienawidzę cały świat.
Pomarańczową żółcią zalewa się krwista jak serce wątroba
widząc jak procentowy wodospad przefiltrowanej wody we wnętrzu żołądka się chowa
chichocze złośliwie jak chochlik bezalkoholowym powietrzem napęczniała głowa
płuca rozsadza pęcherzyków powietrznych burza gradowa
piorunującym wzrokiem spogląda na to wszystko kosmka jelitowa
oburzając się na dwunastnicy opryskliwe słowa:
- Dość tego, niech rozum trochę rozsądku zachowa!
Kłamstwo
prawdzie kpiąc w żywe oczy
czerwienieje na twarzy w dzień szarzejąc w nocy
Prawda
kłamstwu chcąc odwdzięczyć się pięknym za nadobne
użyła podstępu rozmieniwszy się na drobne
półsłówka,
półszepty,
pół zdania,
bez składu, bez ładu, bez skrępowania,
w bezdźwięcznym krzyku oburzenia
szczerząc zębiska
odezwała się głosem sumienia przemówiwszy,
Czerń bieli na nosie zagrała pospiesznie się oddaliwszy.
Znakiem zapytania zdumiała się wielce naprędce sklecona historia,
z palca wyssana przecząca logice teoria,
bez ładu,
bez składu,
bez przekonania,
stworzona pod wpływem natchnienia,
wywołując wbrew temu, co nakazuje rozum okrzyki zdumienia,
zadziwienia,
szoku,
zaskoczenia,
zazdrośnie oczekując w głębi duszy
bez happy endu,
nie przesłodzonego czekoladowego zakończenia.
kroplami deszczu zmywam z siebie tęsknotę
wiatru szeptem zagłuszam o tobie myśl
słońca muśnięciem zastępuję dotyk twoich dłoni
mgłą otulam zmysły pragnące twych ust
pusto i zimno bez ciebie
chłód i lód na dnie mojego serca
drżąc zamarzam mroźnym porankiem
by nocą gorącą roztopić się ostatni raz
by burzą namiętności oszukać czas
e-blogi.pl [Załóż blog!] ![]() |